Nasza dzika przygoda w dzikich Bieszczadach. W połowie maja w Parnasie najbardziej ulubiony okres roku szkolnego: wycieczki szkolne. Klasy drugie obrazy sobie za cel Bieszczady. Jednak ten, kto myślał ,że będzie to relaksujący i słoneczny wyjazd, bardzo się mylił. Nie dość, że wyciskano z nas ostatnie poty, to akurat trafiliśmy na najgorszą pogodę w kraju. To się nazywa szczęście. Jednak niesprzyjająca pogoda nie mogła zniszczyć naszych planów, więc, nie zważając na wszechobecne błoto, brnęliśmy dzielnie dalej…
Polskim Busem na wschód kraju
Nawet najbardziej optymistycznie nastawione na długą podróż osoby były wykończone już w Krakowie, mimo że przed nami był jeszcze Rzeszów. Aż dziwne, że ludzie jadący Polskim Busem nie skarżyli się na naszą obecność ( a przynajmniej nic o tym nie wiadomo) , ponieważ po jakimś czasie ciszę autokaru zapełniły śpiewy i dźwięki gitary. Było to takie drobne urozmaicenie monotonii dnia codziennego.
Szkoła przetrwania
Niczego nie świadomi udaliśmy się pierwszego dnia w teren. Co prawda uprzedzono nas, że możemy się ubrudzić, jednak nikt nie spodziewał się, że będziemy dosłowne kąpać się w błocie. Aby odnaleźć skarb, musieliśmy wspiąć się na szczyt ( niewysokiej ) góry. Tam podzielono nas na małe drużyny i wyścig się rozpoczął. Za pomocą łopaty i siły rąk ludzkich każda ( no prawie, bo niektórzy nie zdołali się wspiąć na górę, przez niespodziewane przeszkody przyrody: burzę ) drużyna wykopała skrzynkę z… lizakami. W wyższych partiach gór czekał na nas także park linowy, na którym nie obyło się bez ( niegroźnych ) upadków. Tego dnia odwiedziliśmy także muzeum fauny bieszczadzkiej oraz mieliśmy okazję sprawdzić się w rzucie siekierą, strzelaniu z łuku czy wbijaniu gwoździ. Niestety,przez cały ten czas towarzyszył nam deszcz, zdarzały się grzmoty i błyskawice – jednak i tak była to jedna z najlepszych atrakcji wycieczki.
„Zielone wzgórza nad Soliną…”
Następnego dnia w strugach deszczu odwiedziliśmy zaporę w Solinie oraz obejrzeliśmy film o Bieszczadzkim Parku Narodowym. Mieliśmy także okazję na żywo zobaczyć lamy i inne zwierzęta. Po południu wybraliśmy się na traperską wyprawę wozami z końmi : na grilla. Gitara i śpiewy skutecznie odciągnęły nasze myśli od złej pogody.
Szlakiem drewnianych cerkwi
Ostatniego dnia zwiedziliśmy cerkiew i wspięliśmy się do schroniska oraz pojechaliśmy do Cisnej – stolicy bieszczadzkich zakapiorów. Po południu podzielono nas na dwie drużyny i rozpoczęło się kolejne szukanie skarbów. Niestety, tylko jedna grupa odnalazła trofeum, bo …dzieci z wioski zabrały drugie. W planie było także budowaniu szałasu i rozpalanie ognisk za pomocą krzesiwa. Męcząca praca fizyczna zaowocowała wieczornym sukcesem parnasistów nad grupą z Warszawy w meczu w siatkówkę. Planowo miała się odbyć dyskoteka – niestety nie było dużo chętnych do tańców. Czas leciał bardzo szybko i zanim się obejrzeliśmy, już musieliśmy się pakować.
Uważam, że tegoroczna wycieczka w Bieszczady każdego z nas nauczyła czegoś innego; ale na pewno każdy nauczył się, że bez względu na wszystko, trzeba brać na szkolne wycieczki dwie pary butów trekingowych
Maja Balasińska
Martyna Gachowska