W górach przetrwali najlepsi
W corocznym okresie parnasowych wojaży klasy 1. udały się na Słowację do urokliwego miasta Poprad. Naszym azylem był hotel „Satel”. Z tego ośmiopiętrowego budynku wynieśliśmy wiele miłych wspomnień.
Około 8:00 wyjechaliśmy spod Parnasu. Czekała nas długa, bo sześciogodzinna podróż. Oczywiście nie obyło się bez bijatyk na sławnych ”tyłach”, głośnej muzyki i wybryków. Drogę umilał nam miły i mądry przewodnik. Podzielił nas na dwie drużyny. Pozwolił nam na wymyślenie sobie nazw: po lewej stronie autokaru siedziała grupa ”Komfort i Prestiż” konkurująca z drużyną ”Sympatycznych”. Pomysłodawcą pierwszej nazwy był uczeń klasy 1a znany pod kryptonimem matgra01. Natomiast druga nazwa została wymyślona na cześć pana Chojnackiego. Oba te małe środowiska rywalizowały ze sobą. Przewodnik zadawał nam pytania dotyczące historii Słowacji, jaskiń i zabytków, geografii a także sztuki. Czwartego dnia ogłoszono ostateczne wyniki: z przewagą dwóch punktów wygrała grupa „Sympatycznych”. Podczas jazdy nie obyło się bez postojów: co rusz w autokarze było słychać: ”Proszę Paniii, kiedy będzie postóóój?”. Pani Morawska-Kuchno, słysząc te wołania, zarządziła postój. Otóż okazało się, że akurat w Zakopanem tworzył Hasior- polski artysta, rzeźbiarz, malarz, scenograf. Weszliśmy do dosyć dużego, drewnianego domu. Tam zapoznaliśmy się z pracami Władysława Hasiora, Stanisława Witkacego oraz Nikifora. Do hotelu ”Satel” dotarliśmy około godziny ósmej wieczorem. Oczywiście po kolacji nie zabrakło ukochanych przez pana Chojnackiego ”głupich wygłupów”- potajemnego wsypywania soli do ryżu, wrzucania ziemniaczków do kompotu… Po posiłku mieliśmy czas na rozpakowanie się. Oczywiście dziewięćdziesiąt procent osób biegało po hotelu i zaznajamiało z różnymi zakamarkami. Wyczerpani po całym dniu oporządziliśmy się w łazienkach i oczywiście … zasnęliśmy.
Jakub Piotrowicz
Drugi dzień wycieczki minął nam zdecydowanie pod hasłem: eksploracja jaskiń. Pomimo wczesnej pobudki
i niewyspania, wszyscy o godzinie ósmej siedzieli w autokarze, czekając
z niecierpliwością na nadchodzącą wycieczkę. Podróż nie trwała wcale tak krótko jak tego można się spodziewać, gdyż do celu przybyliśmy dopiero po godzinie. Odczekaliśmy wyznaczoną ilość czasu, po czym weszliśmy do Demianowskiej Jaskini Wolności, jednej z sześciu wpisanych na listę Światowego Dziedzictwa Przyrodniczego UNESCO. Zachwycające formy skalne, które można było w niej zobaczyć, przerosły nasze oczekiwania. Naszym oczom ukazały się czerwono-pomarańczowe stalaktyty, stalagmity, wysokie na kilkanaście metrów komory jaskiniowe, siedemdziesięciometrowe wodospady skalne. Zaryzykuję stwierdzenie, że w tym miejscu zatrzymuje się czas. Mimo że spędziliśmy w środku około dwie godziny, czuliśmy się, jakbyśmy przebywali wewnątrz krótką chwilę. Kolejnym punktem była okazała się Demianowska Jaskinia Lodowa. Nie wzbudziła ona jednak w nas takiego zachwytu jak poprzednia. Do jedynej atrakcji można zaliczyć metrową warstwę śniegu w jednej z „sal” w jaskini. W tym dniu zwiedziliśmy też Zamek Orawski w miejscowości Orawskie Podzamcze. Podczas oprowadzania przez przewodnika zobaczyliśmy średniowieczne narzędzia tortur, stanęliśmy oko w oko z Draculą oraz podziwialiśmy panoramę miasta z wysokości 150 metrów.
Krzysztof Olejniczak
Trzeciego dnia mieliśmy szczęście. Pani postawiła nam ultimatum: możemy przyjść na śniadanie między 7 a 8. Co za tym idzie, mogliśmy się porządnie wyspać w porównaniu do poprzednich poranków, gdy musieliśmy wstać przed godziną 7. Po półtoragodzinnej podróży umilanej zajmującymi rozmowami i uprzykrzaniem życia panu Dominikowi przez niektóre osoby (których nazwisk nie wymienię) dotarliśmy do celu naszej wycieczki: „Słowackiego Raju”. Na rozgrzewkę wybraliśmy łagodną trasę ciągnącą się brzegami płytkiego, lodowatego strumienia w wąwozie Suchá Belá. O temperaturze wody mogli przekonać się prawie wszyscy, bo nie sposób było przejść tamtędy suchą nogą.Stamtąd udaliśmy się przełomem Hornadu. W utrzymaniu równowagi na metalowych kładkach, stopniach i kratkach pomagały nam łańcuchy. Nad nurtem rzeki przeszliśmy 7 razy, używając do tego chybotliwych mostów linowych. Nie było łatwo, ale daliśmy radę. Na koniec, gdy już zeszliśmy z gór, pozostało nam jeszcze do przejścia ok.2km do pobliskiej wioski, gdzie czekał na nas pan Tomek i jego autokar .W sumie tego dnia przeszliśmy 17km. W drodze powrotnej pan Dominik miał spokój, bo jego „oprawcy” byli już zmęczeni. Dzień zakończyliśmy obiadem na kolację .
Antek Podgórski
Ostatni dzień wycieczki minął bardzo spokojnie. Wstaliśmy wcześnie, gdyż musieliśmy się spakować , a w planach mieliśmy jeszcze wycieczkę do aquaparku „Aqua City Poprad”. Dojechaliśmy tam bez większych problemów. Niestety, na miejscu byliśmy o 9.20, a okazało się że wycieczki są wpuszczane tylko o pełnych godzinach. Musieliśmy czekać na dworze bite pół godziny, w tym czasie chłopaki rozegrali kilka meczów piłki nożnej. W aquaparku spędziliśmy bardzo miło czas. Korzystaliśmy z licznych atrakcji kompleksu: dwóch zjeżdżalni, basenów termalnych i basenu sportowego. Część klasy, która z różnych przyczyn nie chciała skorzystać z aquaparku, udała się na przejażdżkę kolejką wąskotorową, aby podziwiać uroki słowackich Tatr. Później ruszyliśmy w drogę powrotną. Mimo korków udało nam się dotrzeć do Wrocławia na czas. Oby za rok było równie ciekawie.
Ania Czachorowska